sobota, 3 października 2015

Rozdział 3.

- John, sprzątałeś kiedyś? - Zapytał McCartney podnosząc brew.
- To było dawno i nie prawda.
- Jak możesz normalnie tutaj funkcjonować?!
- John, wybacz mu - Szepnęła Lily, kiedy Paul zaczął ogarniać Lennonowy pokój. - Ma... Lekkie.. Skłonności pedantyczne.
- Wiecie co? Może idźcie na spacer czy coś, a ja tu ogarnę? Jeśli mamy tu przychodzić, to musi jakoś wyglądać.
- Dobra! - Ucieszył się John. Wiadomo, jemu nie chciałoby się sprzątać, a skoro Paul sam to zaproponował, to czemu nie? - Chodź, Lily. Pokażę ci pewne miejsce.. - Wybiegł z pokoju, a Lily zaraz za nim.
- Co za syf... - Powiedział sam do siebie Macca i zaczął układać książki na półce.
***
Szli chwilę w milczeniu. Słońce już powoli zachodziło i robiło się chłodniej. Wokół słychać było szum drzew, gdzieś w oddali szczekały psy. Nagle Lennon się zatrzymał.
- A teraz zamknij oczy. - Rozkazał. Lily lekko zdziwiona wykonała polecenie. Stanął za nią, złapał za ramiona i zaczął prowadzić. Skręcili w prawo, potem trochę szli prosto, skręcili w lewo i wtedy John się zatrzymał. - Możesz już otworzyć oczy. Kiedy Lily to zrobiła, jej oczom ukazała się cudowna polanka w środku lasku. Wokoło były same drzewa i krzewy, jakaś mała wiewiórka siedziała pod drzewem, ale kiedy zobaczyła naszą dwójkę uciekła.
- Ale tu jest pięknie!
- Taak, jedyne miejsce w całym tym chorym Liverpoolu, gdzie lubię przebywać.. Tak bardzo chciałbym się stąd wyrwać! Kiedyś wyjadę i zostanę sławny niczym Elvis. Albo nawet bardziej. Ale będę tęsknić za tym miejscem..
- To zabawne, ale Paul zawsze mówi to samo. "Będę jak Elvis. Albo nie! Będę lepszy." To niewiarygodne jacy jesteście do siebie podobni.
- Ta? Z moim syfem w pokoju?
- No dobra, to jest wyjątek...
- Ej, zobacz. Słońce pięknie zachodzi.
- John, wiesz, że nie wyglądasz na takiego, coby go zachód słońca obchodził? 
- Tak, wiem. Zazwyczaj mnie to nie interesuje, ale w tym miejscu.. Wszystko jest inne. - Uśmiechnął się lekko i usiadł na trawie. Lily usiadła obok niego, oparła głowę na jego ramieniu i wpatrywała się w zachodzące słońce. Siedzieli tam jeszcze z półtorej godziny, rozmawiali, śmiali się. Potem wrócili do Mendips i zastali pokój Johna czystszy niż kiedykolwiek. Paul siedział na fotelu i rozmawiał z Mimi siedzącą na łóżku. John rozglądał się po pokoju oniemiały. Nie wierzył, że to jego pokój. Lily, widząc jego reakcję zaczęła chichotać pokazując Paulowi "okejkę".