piątek, 11 września 2015

Rozdział 1.

6 lipca 1957 roku, festyn dobroczynny w Woolton. Piętnastoletni Paul McCartney i czternastoletnia Liliana Styczyńska, pochodząca z Polski przyjaciółka McCartneya oglądali występ miejscowego zespołu.
- Dobrzy są. - Zauważyła dziewczyna.
- Huuh, no tak, dają radę.. Lily, ten typ cały czas na ciebie patrzy.. Chyba wpadłaś mu w oko. - Wyszczerzył zęby Paul.
- Eh, no co ty, Paul? Tylko patrzy.
- Jasne, jasne.. - Robił sobie żarty przez cały występ. Po występie podszedł do nich owy chłopak, John.
- Hejaa, ludzie! - Wyszczerzył zęby. - Jak się bawicie?
- Um, dobrze.. - Uśmiechnęła się miło.
- Jesteście świetni! - Dodał McCartney.
- Ah, nie wypada mi zaprzeczyć.. Jestem John. John Lennon.
- Paul McCartney, a to jest Lily, moja przyjaciółka.
- Miło mi.
- Mnie też, Lily. Um, jaa już muszę niestety lecieć... Mimi.. Znaczy moja ciotka kazała mi wrócić od razu po występie.
- Ale.. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy? - Zapytał Paul. - Może byśmy coś pograli.. Ja też trochę gram na gitarze.
- A wiesz, to bardzo dobry pomysł, Paul. Wpadnijcie do mnie kiedyś, Mendips, czyli 251 Menlove Avenue.
- Okej, wpadniemy, nie martw się. - Zapewniła Lily, wtedy Lennon uśmiechnął się i odszedł.
- Fajny się wydaje, prawda?
- Uhum. Myślę, że się zakolegujecie.
- No, nie przesadzajmy.. Dobra, chodźmy już może, bo wieje nudą. - Złapał ją za rękaw i pobiegł w stronę domu ciągnąc ją za sobą.
***
- Mimi, jestem już! - Krzyknął John wchodząc do domu. - Nie porwali mnie, nie zabili, nie zgwałcili ani nie okradli, jestem cały i zdrowy, i idę do pokoju, nie wchodź, bo będę grał.
- John, obiad. - Powiedziała spokojnie Mimi Smith.
- Nie jestem głodny, miło, że pytasz.
- Nie, John, chodź na obiad, ale już. - Powiedziała troszkę ostrzej Mimi.
- Dobra, dobra, już idę, nie krzycz. - Przewrócił oczami. Kochał Mimi, ale czasem miał jej dość.
- Ja nie krzyczę. Jeszcze.. Ale chyba zacznę, bo do ciebie nic nie dociera!
- No dobra, no to krzycz. - Rzucił jej wyzywające spojrzenie.
- Ehh, nie mam do ciebie siły. Jeśli tak ci zależy, to bierz obiad i idź do pokoju. Ale masz go zjeść. - Popatrzała na niego zrezygnowana. Chłopak doprowadzał ją do szału, ale to dobre dziecko. - Jesteś okropny, Johny.
- Zawsze! - Wyszczerzył zęby i poszedł do pokoju, zostawiając obiad na stole.
***
- Tato, Lily przyszła!
- Paul, Lily tu mieszka. - Uśmiechnął się McCartney senior.
- Tymczasowo... - Dodała Lily.
- Możesz tu zostać tak długo, jak tylko będziesz chciała, moja droga! - Uścisnął ją lekko. - Czuj się jak u siebie.
- Dziękuję, panie McCartney..
- Ależ dziękowałaś mi już miliony razy.. Yy, jesteście może głodni?
- Nie, tato, jedliśmy na festynie..
- Ale..
- No dobrze, już dobrze, zjemy coś. - Przewrócił oczami. - A teraz będziemy w moim pokoju.
- Dobra, przyniosę wam tam obiad. A chwila... Jak było?
- Cudownie, panie McCartney. Grał świetny zespół.
- No to fajnie. Idźcie już, Paulie się niecierpliwi. - Uśmiechnął się, a oni udali się do pokoju młodego McCartneya.

3 komentarze:

  1. Świetnie przedstawiłaś Johna. Bardzo Johnowo, że tak to ujmę. XD
    NO. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się tu nowy rozdział, no. C:
    Czekam niecierpliwie i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, John taki Lennonowy :D Wiesz, ja też mam taką nadzieję XD Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!!! Nareszcie jestem! Ale nie przedłużając: lata 50 - to lubię i to bardzo. Podoba mi się wkręcenie polki tutaj. John xD Taki prawdziwy, nic dodać nic ująć.
    Dużo dialogów tutaj jest, ale co kto lubię. Jak wprowadzisz opisy to wzbogacisz opowiadanie ;)
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń